czwartek, 9 grudnia 2010

Nowy Orlean


Przez ostatnie kilka dni goscil nas Nowy Orlean, lezacy pomiedzy mokradlami Luizjany. Zaskakujaco dla nas zimny, bo wieczorami temperatura spadala chyba nawet do 10 st! Samo miasto natomiast, zupelnie z zaskoczenia, wskoczylo w naszym osobistym rankingu miast amerykanskich na zaszczytne drugie lub trzecie miejsce, w zaleznosci od osoby. Dlaczego? Otoz dlatego, ze spora czesc Nowego Orleanu to wiekowe wille i kamienice. I to wiekowe w kategoriach europejskich (po 100-200 lat), a nie amerykanskich (od przedwojnia).


Niewiele juz pozostalo sladow po Katrinie, ktora spustoszyla miasto w 2005 roku. Ocalale dzielnice nadal lsnia i urzekaja zadbanymi obejsciami domow. Pomiedzy nimi kraza zabytkowe juz tramwaje z drewnianymi siedzeniami, a motorniczy witaja pasazerow usmiechem, zartem i pomocna dlonia. Centrum za to tetni zyciem - nawet w srodku tygodnia, w grudniu - kiedy turystow jest niewielu (choc wciaz sporo!).


Najwazniejsza dzielnica jest French Quarter, a najbardziej zatloczona ulica - Bourbon Street. Tam tez udalismy sie pierwszego dnia w poszukiwaniu jazzu i bluesa na zywo. Gdy opowiadalismy o tym drugiego dnia obsludze hostelu - nie kryli swojego zdziwienia. Otoz, do polowy Bourbon St sprawia wrazenie wyjetej z dzielnicy czerwonych latarnii. Neony zapraszaja na striptiz i "world famous love acts", a zdjecia prezentowane przy wejsciu nie pozostawiaja watpliwosci, ze nie chodzi tu bynajmniej o romantyczna milosc Romea i Julii. Nawet Julii i Julii. W drugiej polowie zaczynaja sie knajpy z muzyka na zywo, ale kroluje country i rock. Barow na kilkuset metrach kilkadziesiat, choc akurat teraz raczej pustych, zachecajacych niedobitkow promocjami 3 za 1 itp.

Rownolegle do Bourbon St biegnie Royal St. Rzadko kiedy ulice odzwierciedlaja tak dokladnie swoje nazwy. Royal to bowiem niekonczace sie galerie, sklepy z antykami, balkony z kwitnacymi kwiatami i grajacy uspokajajce melodie tu i owdzie solisci. Drugiego dnia wiedzielismy juz, gdzie trzeba sie udac po porzadna dawke muzyki - na Frenchmen St. Nie naliczylismy zbyt wielu barow, ale wszystkie graly w okolicach jazzu. Wybralismy jeden z nich, gdzie drobne dziewcze spiewalo glosem z plyty winylowej z lat 20. i przy ciemnym piwie spedzilismy kolejna godzine.

W ostatni wieczor wybralismy sie na koncert w katedrze. Nie rozpisujac sie o muzyce, bo i do miana krytykow muzycznych nigdy nie pretendowalismy, mozemy sie za to podzielic malym spostrzezeniem socjologicznym. To, ze kryteria kultury osobistej w Stanach sa pod wieloma wzgledami inne, wiedzielismy od dawna. Wiec glosne rozmowy, zostawianie smieci, smieszne przebrania w kosciele itp. nas nie zaskoczyly. Ale szacun dla pani obok nas, ktora z kolezanka oczekujac na rozpoczecie koncertu dzielila sie wrazeniami na Facebooku, by juz w trakcie - wstac, zrobic zdjecie iPhonem i szybciutko przeslac je z odpowiednim komentarzem na swoje glowne konto z oczekiwaniem, ze znajomi Polubia To.





4 komentarze:

  1. Czy chce Wam sie ten Nowy Orlean w ogole opuszczac? W Waszej opowiesci jest piekny, troche tak go sobie wyobrazalam:)

    Koniecznie cieszcie sie temperatura wieczorna +10;) Tu - roztopy, ale ma chwycic, wiec poowijajcie sie na wyjscie z samolotu. A w zyciu - wczoraj na Holowki Podworkowa Gwiazdka, bylo cudnie:)

    No to buziaki, hew fan, tejk ker itd.!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fredzio wypił piwo w godzine? uuuuu chyba trenuje że tak szybko mu poszło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ps: ja juz godzine stoje w korku z nowego portu a jestem kolo XIII LO, tak jest w Gdańsku

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie małe piwko - na spółę ;)

    OdpowiedzUsuń