poniedziałek, 6 grudnia 2010

Lone Star State



"Polacy zyja rozproszeni od Oceanu Atlantyckiego az do krancow Kaliforni i od Kanady do Rio Grande. Nie ma ani jednego miasta lub miasteczka, w ktorym by ich nie bylo, w pewnych jednak miejscowosciach skupieni sa liczniej, w innych tona w ludnosci ogolnej i pozbawieni wszelkiej spojni z ogolem, wynaradawiaja sie latwo badz to przez wplyw amerykanski, badz przez niemiecki. (...) Czysto rolnicza zamieszkuje Teksas, gdzie leza czysto polskie osady Panna Maria i Czestochowa. (...) Kolonisci musieli tu zwalczac daleko wieksze przeszkody niz gdzie indziej. Glowna przeszkode stanowil klimat, do ktorego nowo przybyli koniecznie przyzwyczajac sie musza, a nim sie przyzwyczaja, przechodzic rozliczne dolegliwosci. Dalej rolnictwo musi w tym kraju tak poludniowym byc zupelnie odmienne. Glowny produkt stanowi tu bawelna, dalej trzcina cukrowa, drzewa pomaranczowe, palmowe itd. Nowo przybyli musieli zaczynac nauke rolnictwa od a, b, c, z tym wszystkim polozenie osadnikow od dawna juz przybylych ma byc dosyc znosne, spokojnosc zas ich zadowalajaca."


Tyle Sienkiewicz dwa wieki temu. Kiedy wybralismy sie na jednodniowy wypad do polskich osad, faktycznie pierwszym pytaniem, ktore powstalo w naszych glowach bylo - dlaczego tu? Co sklonilo polskich emigrantow do osiedlenia sie w Teksasie? Temperatura w grudniu rzadko spada ponizej 15 st. Wszystko wysuszone. Ogromne polacie nieurodzajnej ziemi... moze to jednoczesnie stanowi odpowiedz? Grupy kilkudziesieciu rodzin pod wodza ksiedza nie bylo zapewne stac na zakup najlepszych ziem, dawno juz zreszta zajetych.


Odpowiedzi nie znala tez zapytana przez nas starsza pani, wolontariuszka w visitor center w Panna Maria. Opowiedziala nam za to troche o czasach wspolczesnych. Dzisiaj uprawa ziemi zajmuje sie juz niewiele osob. Wiekszosc dojezdza do pracy do pobliskich miast. Mlodzi zreszta najczesciej wyprowadzili sie i przyjezdzaja tylko na coroczny zlot mieszkancow i ich potomkow, ktory odbywa sie w pazdzierniku. W tym roku zgromadzil ok. 3000 osob, co robi wrazenie, zwazywszy ze cala wies ogranicza sie do kilkudziesieciu domow rozrzuconych po stepie.

Panna Maria reklamuje sie jako "najstarsza polska osada w USA". Obok kosciola jest czynne codziennie "visitor center" oraz muzeum, w ktorym zgromadzone sa wiekowe artefakty przywiezione i uzywane przez pierwszych osadnikow - narzedzia, fotografie, tablice do nauki jezyka polskiego. Nie moglo zabraknac oczywiscie biblii i Pana Tadeusza.

Obok Panny Marii leza takze Kosciuszko, Cestohowa (pisownia oryginalna) i Pawelekville (od nazwiska zasluzonej w okolicy rodziny Pawelkow; co mozna wywnioskowac sledzac kolumny nazwisk pierwszych osadnikow, sponsorow itd.). Cestohowa jest ponadto widoczna z daleka, niczym Lichen czy Swiebodzin. Trzeba uczciwie przyznac, ze prawdziwe koscioly umiemy budowac tu tylko my, Wlosi i Irlandczycy.



Sienkiewicz wsrod miast z licznym polskim zywiolem wymienia tez San Antonio. W nim spedzilismy po powrocie ostatnia noc. Riverwalk w grudniowa, czwartkowa noc okazal sie bardziej tloczny i zywy, niz ul. Dluga w czerwcowy wieczor. Dziesiatki kafejek z goscmi zapelniajacymi ich ogrodki, oswietlone mosty, kolorowe swiatelka, dzieciaki z czapkami mikolajow i zewszad grajace koledy (czyt. "christmas songs").



Poniewaz nasz autobus wyruszal o drugiej w nocy, musielismy sie czyms zajac. Udalismy sie wiec do kina (The Next Three Days, z Russelem Crowe - bardzo polecamy). I tu mala dygresja. Bilet do kina kosztuje 6 USD. Czyli w liczbach bezwzglednych - tyle co u nas. Ale tutaj zarabia sie trzy razy wiecej! Wiec szlag czlowieka trafia, ze zeby w Polsce isc do kina, trzeba srednio pracowac 2,5 godziny. A tu? Niecala godzine! I tak jest ze wszystkim - od zestawow w McDonaldzie, po markowe ubrania. O benzynie nie mowie. O studiach i opiece medycznej tez nie, ale z innych wzgledow).


Greyhound zabral nas do Dallas, a dokladniej do lezacego tuz obok (razem 6 mln mieszkancow) Fort Worth. W czasie I wojny swiatowej byla tu jeden z najwiekszych na swiecie rynkow bydla i koni. A dzisiaj - turystyczny Dziki Zachod. Muly przepedzane srodkiem ulicy (ku uciesze zgromadzonych mieszczuchow), przechadzajacy sie kowboje (czasem ciezko odroznic atrakcje turystyczna od turysty; tu ciagle strojem obowiazujacym jest kapelusz, dzinsy i skorzane buty - swoja droga, nierzadko piekne rzeczy), rodeo i knajpy, w ktory grane sa oba gatunki muzyki - western i country.



P.S.1. Teksanczycy moga tylko pomarzyc o sniegu...


P.S.2. Dzisiaj (tj. 6 grudnia) dotarlismy juz do Nowego Orleanu. Odezwiemy sie niebawem.



6 komentarzy:

  1. Ja na bilet do kina pracuję 52 minuty, z czego ok. 20 minut staram się opier***lać, ok. 10minut jadę samochodem, ok. 12 minut piję kawę/herbatę, czyli żywej pracy pozostaje 10 minut - i tu ciężko będzie mnie przebić, no chyba że ktoś kradnie... albo wygrywa (wiadomo kto :) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Pracodawca musi byc z Ciebie dumny, co?

    Zaraz jeszcze ktos napisze, ze on to pracuje w kinie i dostaje bilety za darmo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Film mieliście z polskimi napisami czy dubbingowany? :)
    Widzę, że Boguś wróci do Polski odpicowany, skoro taka tam taniocha - markowy ciuch, wszystkie zabawki z happy meala itd :) - nie poznamy, nie poznamy :D Nie zdziwię się jak wróci z wąsem jak prawdziwy strażnik teksasu :)
    No właśnie - spotkaliście może Chucka N.? :D ostatnio dostał jakąś nagrodę honorowego strażnika teksasu, więc pewnie grubo było :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, ale straznikow widzielismy - wygladaja tak samo, jak Chuck, tylko bez brody i polobrotu.

    A w McDonaldzie nie jem, bo mi zona nie pozwala. Ani w Wendy's, Popeyes, KFC, Burger King, Whataburger, Jack in the box, Taco Bell. Jakies warzywa tylko. I zupki. I beef jerky :) ale to sam wywalczylem! Samo bialko!

    OdpowiedzUsuń
  5. mówisz, że sam wywalczyłeś? :) http://tinyurl.com/2wx6wpa

    OdpowiedzUsuń
  6. Bryka, ale z Ciebie dobra zona! Buziak :*

    OdpowiedzUsuń