wtorek, 2 listopada 2010

Coast to coast



Ostatni dzien na wschodnim wybrzezu wykorzystalismy, jak tylko bylo mozna. Z samego rana wybralismy sie na msze do baptystow na Harlemie. Odpowiednio wczesnie, zeby tym razem nie zaskoczyla nas kilometrowa kolejka. Okazalo sie to zbyteczne. Przed kosciolem kolejki nie bylo i spokojnie zajelismy miejsce w jednej z law wraz z innymi turystami, ktorzy - niestety - stanowili z 90% uczestnikow mszy. Kiedy pastor wital zgromadzonych, wymienil kilka panstw europejskich z zapytaniem, czy sa ich przedstawiciele. Jakiez bylo moje zdziwienie, gdy polowa z zebranych okazala sie byc Francuzami. Tym samym w Nowym Jorku mozna zobaczyc wiecej Francuzow na mszy, niz gdziekolwiek we Francji. Brak obycia z miejscami kultu dal sie niestety we znaki, bo turysci wchodzili, wychodzili (nie przejmujac sie faktem, ze od rozpoczecia zdazyla uplynac godzina), wychodzili po 20 minutach, gadali, a jeden z nich przyszedl nawet juz umalowany na impreze Halloween.

Sama msza trwala dwie godziny. Czas uplywal szybko przy gospelowych szlagierach (ktore Marta podspiewywala z pamieci) i klaskaniu w imie Boze. Milym momentem bylo, gdy po przywitaniu przez pastora, wszyscy wierni poczeli chodzic po kosciele, witajac sie z kazdym i zamieniajac kilka slow ze znajomymi. Elektryzujace okazalo sie rowniez kazanie, ktore wyglosila wizytujaca parafie pastorka. Zyciowe prawdy przerywala okrzykami "Amen?" albo "Amen somebody!?", na co z sali odzywaly sie glosy - "Amen!". To "amen!" pojawialo sie zreszta rowniez bez zachet, przy co bardziej znaczacych dla sluchajacego kwestiach.

Po mszy wybralismy sie do restauracji z "original southern cuisine", ktora to "cuisine" okazaly sie "waffles". Po polsku gofry. Tutaj dostalismy je odpowiednio ze skrzydelkami kurczaka, bekonem i ryba. Syrop klonowy stal tuz obok, jesli ktos mial zamiar zdecydowac sie na cos bardziej tradycyjnego.




Syty obiad ukonczylismy spacerem przez kilkadziesiat przecznic po Central Parku, az dotarlismy do miejsca, gdzie odbywac sie miala parada Halloween. To juz nasza druga parada w USA, po Columbus Day, i ciagle nie za bardzo rozumiemy na czym polega ich fenomen. O ile jeszcze Wlosi mieli swoje platformy z piosenkarzami i scenami rodzajowymi, o tyle parada Halloween, ktora oglada kilka milionow Amerykanow, to po prostu przemarsz nowojorczykow w wymyslnych strojach. Trzeba przyznac, ze Nowy Jork wieczorem 31 pazdziernika wyglada niesamowicie. Wszedzie pelno Frankensteinow, Supermenow, polnagich dziewczyn (o tym juz byla mowa). Kupuja cos w McDonaldzie, jezdza metrem. A kulminacja jest wlasnie parada.



Jednym z czestych motywow w przebraniach jest Kosciol Katolicki, a dokladniej mezczyzni w sutannach i kobiety przebrane za zakonnice. Jedna z pierwszych par parady stanowil zreszta ksiadz z zakonnica w ciazy, ktorzy pozowali do zdjec i podchodzili do stojacych na ulicy dzieci, zachecajac je by poglaskaly wypukly brzuch. Nie zauwazylem zadnego taliba, buddysty czy zyda (tzn. zauwazylem, ale nie na paradzie, tylko widza), choc przebrania z wykorzystaniem ich strojow moglyby byc rownie zabawne.



Ogolnie, cale doswiadczenie parady wieje raczej nuda (choc stojacy przed nami Japonczycy nie posiadali sie z radosci). Przyzwyczajeni juz jednak do faktu, ze Amerykanie wszelkim takim wydarzeniom nadaja range narodowo-patriotyczna zaczelismy sobie wyobrazac, ze gdybysmy podzielili sie tym stwierdzeniem z innymi uczestnikami parady lub przechadzajacych sie z kamera dziennikarzami, na drugi dzien trafilibysmy do gazet z naglowkami "They hate our nation!" czy "They want to destroy our freedom!". Ubawilismy sie wiec zdrowo, gdy przegladalismy poniedzialkowe gazety i natrafilismy na artykul o paradzie wlasnie w bardzo pompatyczno-wolnosciowym tonie - "Celebrating freedom". Jego motywem przewodnim bylo doswiadczenie 40-letniego pana, ktory odzyskal wolnosc, bo mogl sie przebrac za postac z Czarownika z krainy Oz. Wczesniej byl mocno ograniczony, bo pochodzil z chrzescijanskiej rodziny, gdzie bylo to zabronione.



Przy okazji parady, pare slow o samym Halloween. Troche sie wstrzymywalismy z opisywaniem tego wydarzenia, choc Amerykanie zyli nim juz na dlugo przed naszym przyjazdem do USA. Witryny sklepow od tygodni zdobia kosciotrupy, dynie, pajaki. Ludzkie zakrwawione czlonki walaja sie po ladach barow, a gnijace ciala zombie siedzia za kierownicami i stoja w drzwiach domow otoczone licznymi pumpkinami. Strojenie domow na Halloween to zreszta narodowa dyscyplina, i trzeba uczciwie przyznac, ze niektrzy zasluguja na miano mistrza. W naszym przekonaniu, na zloto zasluguje mieszkaniec Cleveland, ktory uczynil ze swojego ogrodka cmentarz, stawiajac kilkanascie nagrobkow. Na jednym widnial dumnie napis "father", na sasiednim "mother"!

Juz w Chicago widzielismy jednak sklepy, w ktorych mozna sie zaopatrzyc w ozdoby swiateczne, a z biegiem dni - takich ofert bylo coraz wiecej. Dzis na jednej z ulic nowojorskiej Queens widzielismy juz wiszace nad nia platki sniegu.

Poniewaz wielkimi fanami zimy nie jestesmy, a w NYC bylo dzisiaj naprawde chlodno, wybralismy sie do Los Angeles. Widok z okna samolotu na tej trasie jest niesamowity - juz od polowy kraju rozpoczynaja sie piaskowe wydmy, a pozniej roznokolorowe pustynie, gory i kaniony. Przez wieksza czesc czasu oznaki zycia ludzi sa raczej sporadyczne - pojedyncze domki, miesciny i laczace je wstegi drog.


LA przywitalo nas rozgrzanym sloncem. Nie jest upalnie, w cieniu nawet chlodno. Ale nie przypominam sobie mozliwosci opalania w listopadzie. Nasz hostel jest przy samej plazy, a okna mozemy podziwiac zachody slonca nad Pacyfikiem (tzn. jeszcze ew. tylko jeden - jutro). W drodze do niego, w autobusie, zaczepila nas pewna pani, na oko po piecdziesiatce, ktora oprocz kilku bardzo ciekawych informacji o okolicy, opowiadala nam tez o Arnoldzie Schwarzeneggerze. Jednym z pierwszych jej pytan bylo tez, czy kochamy Arnolda. Pozniej natomiast zauwazyla, ze i nam przydaloby sie troche bialka i polecila nam napoj proteinowy, ktory najlepiej pic z lodem i przez slomke. Pamietacie scene z Forresta Gumpa, w ktorej jego przyjaciel Bubba wymienia mu wszystkie potrawy, jakie mozna zrobic z krewetek? No wiec, i my przez kolejne kilkanascie minut sluchalismy o smakach napojow bialkowych. A pozniej jeszcze o asortymencie pobliskiego sklepu spozywczego. I jeszcze o pizzy.



6 komentarzy:

  1. przebranie za bin ladena w nowym jorku - to byłoby coś ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie samozwańczy bin laden pomimo wszelkiej maści przebierańców na około i tak zostałby obezwładniony przez NYC Police

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta, a co to za dziwne plecaki z odkurzaczem na zdjeciu nr 3???

    OdpowiedzUsuń
  4. Katarzyna, przeciez to Ghostbusters'i :)
    http://www.youtube.com/watch?v=iCHFVTQKqdQ

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahaha, też szukałam w opisie jakiejś relacji z odszczurzania miasta, albo innych rewelacji.. a to tylko ghostbusters...
    pozdrawiam
    Jola W ;)

    OdpowiedzUsuń