czwartek, 11 listopada 2010

Yosemite


Opuscilismy San Francisco, zeby rozejrzec sie po pobliskich parkach narodowych. Pierwszym z nich jest Yosemite National Park - najchetniej odwiedzany park w USA. Czego moglismy sie spoziewac, wiedzielismy juz od Mistrza Sienkiewicza. Jak pisal, jest to "artystyczne marzenie boze, gdzie promienne warkocze kaskad przewiazuja sie wstegami teczy, gdzie zwierciadla jezior, rzeklbys, pochlonely wszystek lazur niebieski, gdzie drzewa wznosza sie na czterysta stop wysokosci, a ziemia zatopiona powodzia kwiatow."


Wiele sie nie zmienilo, choc zamiast w powodzi kwiatow brodzilismy w sporej warstwie sniegu w drodze na szczyt Glaciers Point. Widac Henryk zawital w te okolice w innych okolicznosciach przyrody. Gory otaczajace doline Yosemite to potezne granitowe kloce - mniej poetycko, ale chyba latwiej do wyobrazenia. Calosc wyglada tak, jakby z jednego dlugiego granitowego bloku, ktos wyciagnal podluzny fragment. Za taka teoria powstania tutejszej doliny przemawia fakt, ze gorskie potoki od tysiecy lat nie zmienily swojego biegu, nie wydrazyly koryta i po prostu spadaja z setek metrow, moze nieco zdziwione rozbijajac sie o skaly.


Droge na szczyt rozpoczelismy wczesnie rano - zeby zdazyc zejsc przed zmrokiem. Poza dolina po 5 jest juz ciemno, wiec czasu w ciagu dnia jest niewiele. Dlatego tez nastawilismy budzik na 6 rano, co moglo tubylcow dziwic o tyle, ze maja dzis wolne - obchodza Veterans Day. Weterani wszystkich wojen, ktore USA prowadzily przez ostatnie lata, to ponad 20 mln obywateli - ma wiec kto swietowac. Poza tym, caly Narod dzwoni do radiostacji i dziekuje swoim zolnierzom, dj'e puszczaja wzniosle piosenki country, a sami weterani moga korzystac z mnostwa znizek, darmowych produktow czy uslug, jak chocby wjazd do parku narodowego (na ktory i my bysmy sie akurat zalapli, gdyby nie fakt ze juz wczesniej wykupilismy roczna wejsciowke).

Nasz samochod byl drugi na parkingu, z ktorego rozpoczynal sie szlak. Rozpoczelismy wiec mozolne wdrapywanie sie na gore. Droga niezbyt ciekawa - monotonny wezyk na kilometr w gore - ale jak inaczej dostac sie na niemal pionowa skale? Po kilku zakretach w te i z powrotem bylismy juz wiec niezle rozgrzani, pomimo panujacego chlodu. Trud nasz zostal wynagrodzony pieknymi widokami, jak tylko wydostalismy sie ponad linie drzew (to troche wyzej niz normalnie, z uwagi na sekwoje). Skwapliwie wiec skorzystalismy z okazji, zeby wykonac kilka fotografii rozciagnietego na przeciwleglej scianie wodospadu. W czasie gdy Marta przymierzala sie do fotografii, katem oka zauwazylem 15 m dalej, za kamieniem - wchodzacego sobie na szlak, jak gdyby nigdy nic, niedzwiedzia! Zlotawy, futrzasty; nie byl ogromny, ale siegal spokojnie do pasa - i gdy zlapalem Marte za ramie, sugerujac ze czas sie zwijac (Gara muwaut! Kipim at bej, ku*wa!) - spojrzal na nas swoim kudlatym pyskiem. Nie czekajac, czy postanowi nawiazac blizsza relacje - rozpoczelismy szybki marsz w dol, ogladajac sie co chwila.


Po kilkuset metrach spotkalismy dwojke turystow, ktorzy wybierali sie wlasnie w przeciwnym, niz nasz aktualny, kierunku. Ostrzeglismy ich rzetelnie, ze za rogiem czai sie niedzwiedz - i ze powinni uwazac; co najmniej tak jak my, ktorzy wracamy do samochodu i szukamy innej trasy. "That's smart thing to do" - powiedzial koles, po czym powrocili do wspinaczki w gore. No, to juz przesada! Nie bedzie tu ze mnie jakis Amerykaniec robil wala! I gral na moim polskim nosie w Swieto Niepodleglosci, robiac z siebie weterana! No way! Ruszylismy wiec (po krotkiej naradzie) za nimi, rozgladajac sie nerwowo, tupiac i rozmawiajac glosno o polskiej polityce - zeby wystraszyc zwierza. Cale szczescie, tego dnia spotkalismy juz tylko wiewiorki i sarny. A widok ze szczytu byl naprawde imponujacy (o czym mozna sie przekonac na zalaczonych obrazkach).




4 komentarze:

  1. a gdzie fotka tej francy? pewnie szukał jakiegoś czikena albo chciał wskoczyć wam do tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a gdzie fotka niedźwiedzia? jak przygoda to przygoda... ryzyk fizyk...

    OdpowiedzUsuń
  3. jednak coś Was zjadło??? Tu ludzie czekają...

    OdpowiedzUsuń