poniedziałek, 11 października 2010

Katedra Sienkiewicza

Niedziela okazala sie dniem trudnym do kontemplacji i skupienia. Najpierw nie udalo nam sie dostac do kosciola, bo przybylismy za pozno, a kolejka chetnych do uczestnictwa w nabozenstwie wila sie przez cala dlugosc ulicy. Jaki to kosciol, gdzie trzeba stac godzine-dwie w kolejce? Kosciol baptystow z jedyna w swoim rodzaju muzyka gospel! Niestety, poruszajacy spiew wiernych dane nam bylo slyszec tylko z oddalonego o przecznice od kosciola przystanku autobusowego. Ale nawet z takiej odleglosci slychac bylo potege tego spiewu!

Dodajmy tez, ze kolejka w ktorej przez chwile grzecznie stalismy, nie skladala sie z mieszkancow Harlemu. Czlonkowie wspolnoty miejsce mieli zagwarantowane. Przed wejsciem stali sami turysci, wertujacy nicierpliwie swoje przewodniki, ktore ich tu przywiodly. Stojacy "na bramce" rosli Murzyni grzecznie jednak tlumaczyli, ze miejsc juz w srodku nie ma, ale jesli tylko sie zwolnia, dadza znac. Chetnym wskazywali tez droge do innych kosciolow otwartych na turystow. Trudno jednak bylo utrzymac nadzieje, ze w trakcie mszy nagle zwolni sie kilkadziesiat miejsc.



Potem zupelnie przypadkiem napotkalismy na swojej drodze Katedre sw. Jana. Tu zadnej kolejki nie bylo, za to wokol katedry ciagnely sie druciane zasieki i siatki zdecydowanie bardziej typowe dla terenow wojskowych niz miejsc kultu. Katedra sama w sobie jest imponujaca! Ogromna! Piekna! W kazdym normalnym miescie stanowilaby centrum, glowny obiekt zainteresowania turystow i wiernych. W Nowym Jorku trzeba sie wykazac niemala cierpliwoscia, zeby ja znalezc i odkryc. Przewodniki nie wskazuja jej jako glownej atrakcji turystycznej. Pewnie tez dlatego, ze lezy poza glownym szlakiem wycieczkowym.

W srodku - niesamowita przestrzen. W 2/3 katedry przeciagniety sznur, za ktorym znajduja sie rzedy krzesel, a w oddali na ambonie pani ksiadz w poetycki i iscie teatralny sposob prawi wiernym kazanie. Po naszej czesci sznura kreca sie natomiast turysci, strofowani co jakis czas przez stojacego przy nim czlonka wspolnoty. Slusznie zreszta. Przynajmniej w stosunku do pana, ktory celuje aparatem tuz przed tabliczka "no photos during the mess" oraz pani, ktora przyprowadzila znajomych, by obejrzeli katedre, ciagnac za soba psa na smyczy i popijajac kawe. Po mszy wszyscy trzej ksieza (ksiazeta?) zegnaja sie z wiernymi, z kazdym zamieniajac kilka slow. Wszyscy, ktorzy mieszkaja w okolicy od niedawna, zaproszeni sa tez na kawe, by poznac swoich sasiadow z parafii.



Dotychczas nie wspomnielismy chyba, ze w naszej podrozy towarzyszy nam Henryk Sienkiewicz i jego Listy z podrozy do Ameryki. Ksiazka podarowana przez wspolautora bloga swojej towarzyszce, ktora fanka Sienkiewicza zostala majac lat kilkanascie i jest nia do dzis. Tak wiec Listy sa z nami na co dzien i okazuja sie nad wyraz ciekawe i aktualne.

Wobec dzisiejszych "koscielnych refleksji" szczegolnie podoba nam sie fragment: "Kazde z europejskich miast ma jakas swoja osobliwosc, ktora istotnie widziec warto. Paryz ma ich tysiace, Londyn rowniez, Wieden ma swojego Stefana, Berlin swojego Kaulbacha, Bruksela - Wiertza i Sw. Gudule, Wenecja - swoje kanaly, Rzym - papieza i Rzym starozytny, Kolonoa - tum najpierwszy na swiecie, Krakow - Wawel i Matejke, Warszawa - dobre checi, ktorymi jest brukowana, wielkich ludzi do malych interesow, najdluzsze na swiecie jezyki, Saski Ogrod i dobro spoleczne w ksztalcie dziurawego orzecha, na ktorym swiszcze, kto chce i jak mu sie podoba." (uwagi o Warszawie sa oczywiscie zlosliwosciami sytuacyjnymi, ktore pewnie mozna by pominac, ale ze ladnie napisane...).

Trudno sie jednak nie zgodzic, ze Nowy Jork pozbawiony jest tego ducha, ktory posiada wiekszosc miast europejskich. Ducha historii, tradycji, religii. Tu koscioly stanowia normalny towar rynkowy - mozna je wynajac lub kupic, jesli tylko zdola sie je wczesniej namierzyc wsrod gaszczu drapaczy chmur i jesli wczesniej nie zostaly przerobione na kawiarnie czy magazyny.

Koniec dnia na Chinatown. Czyli Rolexy za 1$, mnostwo krzaczkow na witrynach i przelewajace sie tlumy. Tuz obok - Little Italy. Z kazdym dniem coraz bardziej little, bo China rosnie w sile, wypierajac pizzerie i sklepy z winami. Dzisiaj to ze dwa skrzyzowania - ciekawe jak dlugo.


1 komentarz:

  1. no i na koniec dnia ... Fredzik w swoim żywiole :) ... były opaski nike®? :)

    OdpowiedzUsuń