środa, 27 października 2010

Shenandoah Park



Witamy po przerwie. Troche nas nie bylo, ale to tylko dlatego, ze wyjechalismy ze stolicy i ruszylismy do parku Shenandoah, gdzie - jak to w parku narodowym - internet to dobro deficytowe.


Ostatni dzien w stolicy uplynal nam pod znakiem dwoch waznych wydarzen. Pierwsze, to wizyta w kolejnych bardzo ciekawych muzeach - American Art Museum (z zachwycajacymi kolekcjami malarskimi dziewietnastego i dwudziestego wieku oraz National Archives (gdzie pochylilismy sie przed oryginalnymi dokumentami, dajacymi mocne podwaliny amerykanskiej demokracji - deklaracja niepodleglosci, konstytucja USA i Bill of Rights + Magna Carta Libertatum z 1215 roku zakoszona Anglikom na
dokladke). Drugie wazne wydarzenie (wszystkich milosnikow sztuki przepraszamy za zestawienie go z wizyta w muzeach) to nasza pierwsza wyprawa do publicznej laundromat (pralni). Jakkolwiek brzmi banalnie, wydarzenie to obfitowalo w emocje i okazalo sie dobra zabawa (przy okazji zakonczylo sie pelnym sukcesem - czystymi ubraniami).

Co dalej?

Znalezlismy sie w RAJU! Shenadondoah National Park! Na pewno wlasnie tak wyglada raj jesienia! Chyba tylko poeci potrafiliby opisac piekno tego miejsca. Nie bedziemy sie porywac na to, bo wiecej z tego bedzie wstydu niz pozytku.


Shenandoah to park polozony w Appalachach, 70 mil na zachod od Waszyngtonu. Przez jego srodek (z polnocy na poludnie) przebiega Skyline Drive - piekna asfaltowa trasa (105 mil), dzieki ktorej uroki parku podziwiac mozna nie wysiadajac z samochodu. Nasz przewodnik twierdzi, ze 90 procent odwiedzajacych park korzysta z tego przywileju i nie podejmuje wyzwania odstawienia swego wehikulu badz opuszcza go tylko na chwile, by uwiecznic piekne widoki na jednym z kilkudziesieciu punktow widokowych. Nalezymy zatem do nielicznej mniejszosci, ktora podjela sie przemierzenia kilku szlakow (wszystkie licza ok. pieciuset mil) i poczucia zapachu lasu (zapachu, ktory zapiera dech!) i zobaczenia pieknych wodospadow. Park Shenandoah daje tez poczatek Appalachian Trail - 2200-milowego szlaku pieszego i blisko 500-milowej asfaltowej Blue Ridge Parkway - trasy biegnacej lancuchem gorskim, ktorej Skyline jest przedluzeniem.


Jak sie tu znalezlismy?

Najnormalniej w swiecie wynajelismy samochod i przyjechalismy. Brzmi zupelnie normalnie, a nie brakowalo emocji i stresow. Malzonek moj pierwszy raz od kilku lat siadl bowiem za kierownica i... okazalo sie, ze ma dar i jezdzi jak rajdowiec! Kto zna, ten sie pewnie nie dziwi.


Co do sposobu dostania sie w gory, wydaje sie, ze samochod jest jedynym srodkiem, bo transport publiczny chyba tu za czesto nie zaglada. Samo podrozowanie samochodem sprawia nam oczywiscie ogromna radosc. Poza ogolnymi wygodami, ktore daje (np. nie musimy taszczyc naszych plecakow z jednej stacji na druga), pozwala odkryc uroki Virginii, ktore pewnie trudniej dostrzec z pociagu czy autobusu. Cudownie sie zlozylo, bo jest to chyba najpiekniejszy stan, w ktorym dotychczas bylismy. Gory rozrzucone po horyzoncie, zloto-czerwone drzewa w lasach lub pojedynczo w malych miasteczkach skladajacych sie z bialych domow. Do tego, co trzecia stacja radiowa gra jeden z dwoch rodzajow muzyki - country albo western. Bajka!



Wydaje sie tez, ze mamy sporo szczescia, bo mozliwosc podziwiania urokow jesiennej Virginii nie bedzie trawala dlugo. Po burzy, ktora przeszla nad parkiem w nocy, golym okiem zauwazamy, ze barwa parku bardzo sie zmienila. Jeszcze wczoraj - zywe kolory jesieni, coraz czesciej przetykane sa nagimi drzewami, ktore w wyniku walki z podmuchami naprawde gwaltownego wiatru, stracily cale swoje przybranie. Potwierdzaja to przewodniki po parku, wedlug ktorych najlepszy czas na podziwianie jesieni to polowa pazdziernika. Prawdziwi z nas szczesciarze!


P.S. Dla wtajemniczonych - Virginia jest pierwszym stanem, gdzie spotkalismy Food Lion'a. Wspomnienia ozyly :)








2 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że wcale nie dziwi mnie to że Fredzio jeździ jak rajdowiec, znam tego świra nie od dziś i wiem, że właśnie za szaleńczą jazdę samochodem marki Fiat 125p z opuszczonymi szybami oraz BoomBoxem zamieszczonym na samorobnym bagażniku dachowym, z którego wydobywało się słynne "X" Xzibita i reszty bandy, rada osiedla wydała dekret o zakazie poruszania się Fredkowi po ulicach publicznych kilku dzielnic Gdańska.

    ps. Chyba nigdy nie napisałem jeszcze tak dłuuugiego zdania.

    OdpowiedzUsuń